Wywiad nr 2010/13

Maksymilian Podsiadło, wywiad z Rafałem Podsiadło

Urodziłem się 1975 roku, a więc w czasie ogłoszenia stanu wojennego miałem 6 lat. Czas stanu wojennego i już okres bezpośrednio po nim dość dobrze pamiętam. To były czasy, gdy rozpoczynałem szkołę podstawową i w pamięci utkwiły mi różne wydarzenia. Mieszkaliśmy wtedy w Nowej Hucie, na os. Kazimierzowskim, w bloku który był zlokalizowany dość blisko kościoła Arka. Większość wydarzeń rozgrywała się w bliskiej odległości kościoła, a my jako dzieci oglądaliśmy wydarzenia czy to z mieszkań, z okien, czy też będąc już na zewnątrz. Wraz z kolegami interesowaliśmy się trochę milicyjnymi pojazdami. W czasie, gdy było w miarę spokojnie chodziliśmy po okolicy i oglądaliśmy pojazdy, którymi poruszali się milicjanci. Były to milicyjne Nyski, Stary, Uazy, polewaczki oraz SKOT y. Te ostatnie szczególnie nas interesowały. Duże, na kołach, posiadające wieżyczkę budziły w nas podziw, ale i strach. Często widziałem, jak przewoziły one tzw. Zomowców. Zdarzało się, że podczas manifestacji kilka tego typu pojazdów krążyło po ulicach wraz z polewaczkami. Kilka scen utkwiło mi w pamięci, które były związane ze SKOT ami. Jedna z nich rozegrała się pod blokiem, w którym mieszkałem. Było to przy os. Kazimierzowskim 7. W bloku tym była przełączka. Z okna mieszkania oglądałem manifestacje uliczne, a dalej już zamieszki. Setki ludzi biegało w pobliżu bloku, goniło ich ZOMO. Następnie role się odwróciły. Manifestanci biegli w kierunku kościoła, a ZOMO się cofało. Po chwili ZOMO zostało wsparte przez polewaczki i SKOT y. Jeden ze SKOT ów podjechał w pobliże bloku i chciał przejechać przez tą przełączkę. Akurat nad nią były balkony 10-piętrowego bloku. Gdy był już blisko, z balkonów ludzie zaczęli rzucać na niego doniczki z kwiatami. Wyglądało to dość śmiesznie, ponieważ cały był w ziemi i kwiatkach. Po chwili odjechał spod bloku w kierunku kościoła Arka.

Kolejna historia związana ze SKOT em wydarzyła się już pod kościołem Arka. Wraz z kolegami byliśmy pod blokiem. W tym dniu była msza w Arce, jakieś nabożeństwo, zapewne fatimskie, gdyż zawsze po nich dochodziło do zamieszek. Na pewno było to w tygodniu, gdyż nieco wcześniej przyszliśmy ze szkoły. Umówiliśmy się na piłkę, było wtedy ciepło, jakieś miesiące letnie. Po jakimś czasie musieliśmy zakończyć grę w piłkę, ponieważ zaczęło się gromadzić coraz więcej ludzi. Słychać było śpiewy w kościele a po chwili już okrzyki manifestantów i huk petard. Pod naszym blokiem jacyś mężczyźni wyciągnęli z samochodu kanister z benzyną i zaczęli ją przelewać do butelek. Wzięli je do rąk i poszli w kierunku kościoła. Ja poszedłem do mieszkania. Po chwili wraz z rodzicami wyszliśmy na zewnątrz zobaczyć, co się dzieje i poszliśmy w kierunku ówczesnej Szkoły Podstawowej nr 115. Pomiędzy szkołami nr 115 a 86 było przejście w kierunku kościoła. Poszliśmy nim na boisko szkolne przy szkole 115 i dalej w pobliże ulicy. Tam już trwały walki. Nie podchodziliśmy zbyt blisko, ponieważ w razie niebezpieczeństwa musieliśmy szybko uciec do mieszkania przez to przejście i furtkę. Gdy staliśmy tam, to widzieliśmy jak w pobliże kościoła Arki jechała z rejonu os. Złotej Jesieni kolumna ZOMO. Na przedzie jechał SKOT i dość szybko pojechał w kierunku skrzyżowania obok kościoła. Po chwili słychać było krzyki i huk. SKOT szybko wrócił do kolumny i pojechał ulicą w stronę os. Złotej Jesieni. Widać było, że był cały w ogniu i unosił się z niego czarny dym. Jechał dość szybko i zniknął za blokami. Następnie ZOMO ruszyło w kierunku kościoła i doszło do zamieszek a my poszliśmy do domu. Na drugi dzień wraz z kolegami poszliśmy w rejon kościoła. Zbieraliśmy łuski po ślepakach do RWGŁ ów. Leżały one na ulicach. Byliśmy pod kościołem i widzieliśmy okopcony asfalt. Szliśmy dalej ulicą w kierunku, w którym odjechał chcąc zobaczyć, czy gdzieś nie stał spalony SKOT. Niestety nie znaleźliśmy wraku, zapewne go ugaszono i odholowano.

Kolejne wspomnienia to już późniejszy czas. Tuż obok kościoła Milicja wybudowała bazę pojazdów. Była ona ogrodzona wysokim ogrodzeniem zrobiona z blachy. Prowadziły do niech dwie bramy, które były skierowane wjazdem od strony kościoła, a ściślej od strony plebanii. Chodziliśmy tam często, chcąc zobaczyć, co tam jest dokładnie. Bywało, że staliśmy obok i czekaliśmy, jak będą wjeżdżały lub wyjeżdżały jakieś pojazdy. Gdy wartownicy otwierali bramy widać było, że stają tam polewaczki, SKOT y, Stary i mniejsze Nyski milicyjne. Nie wiadomo w jakim celu, ale chcieliśmy policzyć, ile jest tam SKOT ów. Jeden z naszych kolegów podszedł blisko i zauważył, że wartownik poszedł gdzieś dalej. Odchylił trochę blachę z bramy wjazdowej i włożył tam głowę. Krzyczał, że wszystko widzi, że tam jesteśmy. Po chwili chciał wyciągnąć głowę, ale się zaklinowała. Nie mógł ruszyć ani do przodu, ani do tyłu. W stronę bramy zbliżał się wartownik, który zaczął krzyczeć. Niestety musieliśmy zostawić kolegę, bo strach był silniejszy i uciekliśmy do domów. Myśleliśmy, że go zamknęli, ale na drugi dzień przyszedł do szkoły i mówił, że policzył SKOT y a wartownik otworzył bramę i nic mu się w głowę nie stało. Dostał od niego reprymendę ustną i puścili go do domu. Odnośnie SKOT ów to chyba tyle. Później były jeszcze jakieś manifestacje i walki uliczne, ale z biegiem czasu było ich coraz mniej, a ostatnie jakie pamiętam, to były wydarzenia na Placu Centralnym w Nowej Hucie, gdy chciano obalić pomnik Lenina.