Dziadku! Chciałabym poprosić Cię dzisiaj o przywołanie wspomnień z dnia 13 grudnia 1981 roku, dnia, w którym ogłoszony został stan wojenny przez ówczesnego Prezesa Rady Ministrów, generała Wojciecha Jaruzelskiego. Czy masz ciekawe wspomnienia z tego okresu, którymi chciałbyś się ze mną podzielić?
Ależ oczywiście, doskonale pamiętam zarówno ten dzień, jak i kolejne podczas stanu wojennego, to były ciężkie czasy dla nas wszystkich czasy. Dzień 13 grudnia wspominam oczywiście źle – przemówienie generała Jaruzelskiego było dla większości ludzi sporym zaskoczeniem, mnie osobiście opanowało przerażenie. Jak zapewne wiesz, twoja mama miała wtedy niewiele ponad dwa lata, co zdecydowanie spotęgowało mój strach o rodzinę. Później zorientowaliśmy się, że próby skontaktowania się z resztą krewnych również nie mogą zakończyć się sukcesem – linie telefoniczne zostały wyłączone. Także przez pewien czas nie działała telewizja i radio, co wzmogło mój niepokój. Stan wojenny był jednak także czasem prawdziwej ludzkiej solidarności i chęci bezinteresownej pomocy.
W czasie ogłoszenia stanu wojennego pracowałem jako dyrektor szkoły w miejscowości Chrząstowice pod Opolem. Pracę ciężko było znaleźć, pomimo mojego bardzo dobrego wyniku ukończonych studiów dziennych na Wyższej Szkole Pedagogicznej – nie należałem do partii politycznej wówczas sprawującej władzę, do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Właśnie z tego powodu z Opola musiałem dojeżdżać do szkoły autobusem, to była dosyć długa droga. Na rogatkach miasta w czasie stanu wojennego stało wojsko – autobus zatrzymywał się i po kolei sprawdzano każdego, kto był w środku.
Przypomina mi się dosyć ciekawa historia, do dziś uśmiecham się na to wspomnienie. Jeszcze w czasie studiów uzyskałem stopień wojskowy oficerski – podporucznika. Ówczesna władza chciała wykorzystać moje osiągnięcia i nakazano mi przyjść do szkoły w mundurze wojskowym. Miało to wywołać powagę u nauczycieli oraz strach i dyscyplinę wśród uczniów. Ale skutek był odwrotny do zamierzonego. Moi wychowankowie czekali na dyrektora szkoły na apelu. Przyznać muszę, że zawsze byłem bardzo przyjaźnie nastawiony do uczniów, a ci o tym wiedzieli. Kiedy ja wszedłem ubrany w mundur z dwoma gwiazdkami na pagonach i w wojskowej czapce, chłopcy, których uczyłem zamiast się wystraszyć, zaczęli się śmiać i zawołali: O, dwukropek! Wtedy w telewizji emitowany był program „Wielokropek”, stąd dzieciom skojarzyły się gwiazdki na pagonach z kropkami.
Dobrze wspominam jednak pierwsze po wprowadzeniu stanu wojennego święta – były pełne ciepła, pomimo mroźnej zimy i panującej w kraju sytuacji. Pamiętam, jak twoja babcia bała się otworzyć drzwi człowiekowi, który podawał się za listonosza – nie wiedziała, czy można mu ufać, była wtedy sama w domu razem z twoją malutką mamą. Gdy jednak w końcu otworzyła drzwi okazało się, że to faktycznie listonosz trzymający w rękach ogromną paczkę. Twoja babcia nie mogła uwierzyć, ile rzeczy się w niej znajduje. Pełna była różnych słodyczy, zabawek dla twojej mamy, ubrań i nawet zapas produktów pierwszej potrzeby. Dołączona była karteczka z życzeniami świątecznymi, paczkę wysłała zaprzyjaźniona rodzina z Niemiec, która niezwłocznie po dowiedzeniu się o sytuacji w Polsce zebrała potrzebne rzeczy i nam przekazała. Do dnia dzisiejszego jesteśmy wdzięczni i wciąż kontaktujemy się z nimi. Stan wojenny z pewnością był ciężkim okresem, jednak, jak widać, wiążą się z nim także te przyjemne wspomnienia.