Skąd się bierze pomarańcze – dzieciństwo w PRL (fragment)
W domu nie mieliśmy piekarnika, bo w kuchni był jeszcze piec węglowy. Mama wszystkie ciasta piekła w tzw. prodiżu. Był to taki mały, okrągły piekarnik na prąd, ciasto wlewało się bezpośrednio do niego, nie do żadnej formy. Najpierw należało go wysmarować margaryną (masło było zbyt cenne) i wysypać bułką tartą (wtedy nie było papieru do pieczenia).Trzeba było niezłej wprawy, żeby dobrze „wyczuć” prodiż i nie przypalić ciasta. W moim rodzinnym domu najczęściej były to drożdżowe lub „zebra”.
Potem oczywiście pojawił się piekarnik, lecz np. moja babcia do późnych lat używała tylko prodiża.